Sense of Beauty

 
Świat Dr Irena Eris

Sportowczynie

Odważne, zdeterminowane, zwycięskie. Słabe, wątpiące, przegrane. Takie są – w życiu, w sportowych zmaganiach, a także w opowieściach filmowych i tych spisanych na kartkach książek.
Nie będzie to tekst z serii „Możesz wszystko”, „Wszystko jest w twojej głowie”, choć mógłby być. To będzie tekst o dziewczynach, które wbrew temu, co słyszały na swój temat – jesteś za stara, zbyt młoda, za niska, jesteś kobietą – spełniły swoje marzenia.

Diana Nyad
Był 2 września 2013 r. Na plaży w Key West zebrały się setki ludzi, by zobaczyć ten moment. Po 52 godz., 54 min i przepłynięciu 177 km z Kuby na Florydę z wody wynurzyła się Diana Nyad. Słaniała się na nogach, ale żeby jej próba mogła być zaliczona, musiała samodzielnie, obiema nogami stanąć na piasku. Słychać było ogromny doping: „Nyad, Nyad!” i wołania jej 40-osobowego zespołu: „Nie dotykajcie jej!”. Wreszcie, ostatkiem sił, Nyad dotarła na plażę i słabym, ale zdecydowanym głosem powiedziała:

„Po pierwsze – nigdy się nie poddawajcie. Po drugie – nigdy nie jesteśmy za starzy, żeby spełniać swoje marzenia. Po trzecie – choć może się wydawać, że to sport indywidualny, to osiągnięcie sukcesu wymaga pracy całego zespołu”1.

Jako pierwsza w objęcia złapała ją jej oddana trenerka i wieloletnia przyjaciółka Bonnie Stoll, lecz karkołomna próba mogła się powieść również dzięki nawigatorom, lekarzom, ratownikom, którzy przez cały czas byli tak blisko Diany, jak tylko było to możliwe. To była jej piąta próba, pierwszą podjęła, gdy miała 28 lat. Dopięła swego w wieku 64 lat. Na to, by poczuć smak zwycięstwa okupionego nie tylko morderczymi treningami, lecz także odwodnieniem, wycieńczeniem, skórą zdartą do krwi, czekała ponad 30 lat.

Diana Nyad jest nie tylko ekstremalną pływaczką, lecz także dziennikarką sportową i mówczynią motywacyjną. Historię jej nadludzkiego wyczynu opowiada film Netfliksa „Nyad” z 2023 r. W rolę pływaczki wcieliła się Annette Bening, Bonnie Stoll zagrała natomiast Jodie Foster. To opowieść o sile przyjaźni i wsparcia, ale też o tym, że czasem najtrudniejszą walką, jaką przychodzi nam stoczyć, jest ta z samym sobą i traumami z przeszłości.

1diananyad.com/the-cuba-swim [dostęp: 11.03.2025]
Jessica Watson
Szesnaście lat, 210 samotnych dni na morzu, cztery wywrotki jachtu i sukces – Jessica Watson 15 maja 2010 r. zawinęła do portu
w Sydney i została najmłodszą osobą na świecie, która opłynęła świat w pojedynkę.

Gdy na wybrzeżu witał ją ówczesny premier Australii, powiedział, że jest bohaterką. W odpowiedzi usłyszał: „Muszę się nie zgodzić z panem premierem. Nie uważam się za bohaterkę. Jestem zwykłą dziewczyną, która uwierzyła w swoje marzenie”2. Premier z uśmiechem wzruszył ramionami, a tysiące fanów nagrodziły Jessicę oklaskami.

Płynęła tradycyjnym szlakiem kliprów (szybkich statków handlowych), drogą wokół trzech wielkich przylądków, pokonując obszar od 40. do 50. stopnia szerokości geograficznej południowej, nazywany ryczącymi czterdziestkami. Panują tu trudne warunki ze względu na stałe wiatry zachodnie o bardzo dużej prędkości. 18 października 2009 r. wypłynęła z Sydney, w listopadzie przekroczyła równik. Boże Narodzenie spędziła w punkcie Nemo, najbardziej odległym miejscu od lądu, w styczniu 2010 r. minęła przylądek Horn. Aby jej rejs uznano za wokółziemski, musiała przekroczyć południk zerowy, a następnie Przylądek Igielny. Po przepłynięciu pod przylądkiem Leeuwin mogła obrać kurs na Australię. Dokonała tego na 10-metrowym jachcie o nazwie „Ella’s Pink Lady” – różowym nie tylko z nazwy.

„Siła ducha” to filmowa opowieść o drobnej blondynce, nastolatce, która wychowuje się w kochającej rodzinie, wśród starszego i młodszego rodzeństwa, i nieco inaczej niż rówieśnicy – bez telewizora, podróżując lub mieszkając na łódce. Dzięki wsparciu rodziców, a także swojego trenera i żeglarskiego mentora Bena Bryanta podejmuje decyzję – zostanie najmłodszą osobą, która samotnie opłynie świat, wbrew dziennikarzom i opinii publicznej, którzy mówią jednym głosem: „Jest za młoda, to jeszcze dziecko”. W 2010 r. Jessica napisała książkę-relację z podróży pt. „Prawdziwa odwaga”. Przytoczyła w niej znamienne słowa: „Helen Keller wyraziła to znacznie lepiej, niż ja potrafię: »Życie jest przygodą dla odważnych – albo niczym«”3.
Z lewej:
Jessica Watson opływa przylądek Horn, 13 stycznia 2010 r. Fot. Andrew Fraser, Wikimedia Commons. / Jessica Watson rounding Cape Horn, 13 January 2010. Photo: Andrew Fraser, Wikimedia Commons.

Z prawej:
Kadry z filmu „Siła ducha”. Fot. materiały prasowe, Netflix Media Center. / Stills from the film “True Spirit”. Photo: press materials, Netflix Media Center.
Nie uważam się za bohaterkę. Jestem zwykłą dziewczyną, która uwierzyła w swoje marzenie.
Kadry z filmu „Siła ducha”. Fot. materiały prasowe, Netflix Media Center.
Jarosława Jóźwiakowska*
Stoi na drugim stopniu podium, które dzieli z Brytyjką Dorothy Shirley. Złoty medal zdobywa Iolanda Balaş, Rumunka. Gdy Iolanda zajmuje swoje miejsce na podwyższeniu, jej nogi kończą się na wysokości ramion Jarosławy Jóźwiakowskiej. Rumunka ma 185 cm wzrostu, Polka – 167 cm.

Jest 8 września 1960 r., Rzym, wioska olimpijska. Jarosława ma jedno marzenie – znaleźć się w gronie sześciu najlepszych skoczkiń na świecie. Kilka godzin później staje na rozbiegu. Bez problemu pokonuje wysokość 165 cm. Gdy poprzeczka zawisa na 168 cm, Polka również nad nią przeskakuje. Za moment zmierzy się z wysokością 171 cm – co znaczy, że będzie musiała pobić swój życiowy rekord o 3 cm. Koncentruje się, wchodzi na rozbieg, rusza. Wykonuje skok. Poprzeczka drży, ale nie spada. O tym, czy Polka zdobędzie medal, zdecydują jednak przeciwniczki. Najdłużej walczy Iolanda, kończy rywalizację dopiero po trzeciej nieudanej próbie na 187 cm. Jarosława już wie, że ma srebro: „To była histeria. Absolutnie nie wiedziałam, co się dzieje. Pamiętałam tylko, że startowałam w skoku wzwyż. Że to Olimpiada”4.

Jarosława nie ma własnego trenera. Dopiero po olimpiadzie w Rzymie zacznie ją szkolić mąż – Maciej Bieda. Polka skacze w jednym bucie. Dlaczego? Sama nie wie. Nie ma racjonalnego uzasadnienia: „Zaczęłam tak skakać i tak mi zostało”5. Na rozbiegu nie ma jeszcze tartanu, jest piasek albo żużel. Po każdej próbie zawodniczki wpadają w kopczyk piasku, który słabo amortyzuje i oblepia całe ciało. Jarosława na to nie zważa. Dla niej istotny jest ruch. Gra także w siatkówkę – tu również niski wzrost jej nie przeszkadza. Ze sportem jest związana od liceum. Do treningów zachęciła ją przyjaciółka – Barbara Lerczak, później Janiszewska, wreszcie Sobotta, która kilka lat później zostanie czołową polską sprinterką. Jarosława dostała się na studia w Wyższej Szkole Ekonomicznej w Sopocie. Na olimpiadę do Rzymu pojechała w ostatniej chwili jako zawodniczka rezerwowa, ponieważ działacze Polskiego Związku Lekkiej Atletyki nie byli jej przychylni. Jak to w końcu jest – ona skacze czy gra w siatkówkę?! Ale przecież Jóźwiakowska była już mistrzynią Polski w skoku wzwyż. Na szczęście tuż przed wyjazdem zwolniło się miejsce. „Ja skakałam tylko charakterem, bo chciałam, chciałam i lubiłam skakać”6. Charakter, upór i miłość do sportu sprawiły, że była ośmiokrotną mistrzynią Polski w skoku wzwyż. Piętnaście razy ustanawiała rekord naszego kraju – od 160 cm do 175 cm. Wywalczyła srebrny medal igrzysk olimpijskich, a karierę zwieńczyła brązowym medalem mistrzostw Europy. „To był najpiękniejszy okres mojego życia – uprawianie sportu”7.

*Na podstawie reportażu „Olimpijki” Anny Sulińskiej.
Źródło nieznane, cyt. za: A. Sulińska, „Olimpijki”, Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2020, str. 28. / Source unknown, quoted from: A. Sulińska, “Olimpijki”, Wydawnictwo Czarne, Wołowiec, 2020, p. 28.
5 Tamże, str. 21.
Rozmowa z Jarosławą Jóźwiakowską transmitowana w Radiu Gdańsk 1 sierpnia 2024 r., radiogdansk.pl/sport/2024/08/01/skok-spod-siatki-w-dal-jak-jaroslawa-jozwiakowska-zostala-wicemistrzynia-olimpijska/ [dostęp: 18.03.2025].
7 Tamże.
Jarosława Jóźwiakowska, Warszawa, lata 50. XX w., Stadion Dziesięciolecia. Fot. PAP, Tadeusz Drankowski.
Olsztyn, sierpień 1960 r., 36. Mistrzostwa Polski Seniorów w Lekkoatletyce, Jarosława Jóźwiakowska pokonuje poprzeczkę. Fot. PAP, Tadeusz Drankowski.

Zobacz także